3 grudnia 2013

Nadal szydełko, choć mocno chorobowo

 Ciężki to był tydzień. Rozłożyła mnie na łopatki choroba. I to w sumie nie wiadomo jaka - może jelitówka, może kamica pęcherzyka, a może wzwA, czyli żółtaczka pokarmowa. Co by to nie było dało mi nieźle popalić. Będąc przez większość czasu unieruchomioną, bo tak mi było najlepiej, dziubdziałam zamówione gwiazdeczki i śnieżynki. W sumie setka. A do tego kończy się mały szydełkowy obrusik. Obrusik to taka odskocznia, gdy już miałam dość powtarzających się elementów świątecznych ozdób.


Wykończyłam też wreszcie wielki golfo-szal, szyjo-cieplacz czy jak tam kto woli na drutach. Jest z tak niesamowicie miłej w dotyku włóczki, że szkoda mi będzie go oddać. Ale nie można mieć wszystkiego, a mój własny śliwkowy jeszcze posłuży.


Niestety szyciowo wieeeeelki klops. Udało mi się tylko przygotować sobie wykrój do haleczki z szarej satyny. Uszycie jej jeszcze przede mną. Jestem ciekawa jak mi pójdzie z szyciem tak śliskiego i cienkiego materiału. Udało mi się kupić tą satynę po naprawdę okazyjnej cenie i szkoda by było nie wypróbować czegoś nowego.
Opuściłam też jedno spotkanie warsztatów szyciowych, czego do dziś nie mogę przeboleć. Ale nie dało się, oj nie dało. W tym tygodniu nadrobię. A co ;)

3 komentarze:

  1. Jeej mimo choroby to Ty tak duzo porobilas :):) Na wszystko przyjdzie czas ,a teraj Zdrowiej !!! Duuzo Zdrowka Ci zycze !!! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuuuuuuuuuu w takim razie zdrowiej szybko żebyś mogła te zaległości nadrobić :-)

    OdpowiedzUsuń