31 stycznia 2013

Tydzień III - Czwartek

 Minął tydzień. Od poniedziałku z niecierpliwością wyczekiwałam nowej maszyny. Przyszła we wtorkowe popołudnie. Jestem nią totalnie zafascynowana i już... niewyspana. Jest ekstra. Szyje niemal sama. Uczę się obsługi, próbuję wyregulować wszystkie pokręta, naciąg nitki, obczaić jak dobrze podkładać materiał, żeby się ładnie nitki zapętlały, jak mocno dociskać stopkę i takie tam. Oczywiście pierwsze owoce już są. Poza szmateczką zawzorkowaną i pozszywaną w prawo i lewo uszyłam pierwszy black box, czyli pojemnik na przechowywanie różnych drobiazgów. W sumie to i większe rzeczy można przechowywać, bo jest całkiem spory ;)

Mam już plany co do kolejnych. Tylko muszę dokupić kolorowych wstążek lub lamówek.
A w weekend popełniłam kolejny druciany komin. Tym razem szary z warkoczowymi wstawkami.



24 stycznia 2013

Tydzień II - Czwartek

  Spodenki testowe już prawie na ukończeniu. Zostało mi tylko podwinięcie nogawek. Dużo się na nich nauczyłam i nie ustrzegłam się błędów.

Nie wyszło:
- za krótki pasek i w efekcie nie udało się go ładnie zaszyć na jednym z końców;
- ciągle jeszcze nie umiem prosto szyć - czyli szlaczki jak u pijanego zająca;
- rozmiar jakiś nie taki, tzn. niby z wykroju, ale spodnie zdecydowanie za długie. Normalnie wsytarczyłoby podwinąć odpowiednio nogawki, ale zaszewki wyszły u syna na wysokości łydek a nie kolana. No i wąskie są u góry. Synowi pasują, ale w instrukcji jest jeszcze wszywanie gumki na guziki, co u nas jest zupełnie bez sensu. A należymy do chudzielców;
- zszywanie w środku zejścia się szwów bocznych z środkowymi to dla mnie nadal czarna magia i ostatecznie środkową dziurkę ściągałam lekko ręcznie;

Wyszło tak sobie, ale dumna jestem:
- wszyscie rozporka. Naprawdę odkąd pamiętam moja mama nie znosiła gdy zepsuł sie rozporek w jakichś spodniach, bo nie wiedziała jak go dobrze wszyć i zawsze ostatecznie nie udawało się tego zrobić tak, by nie było rozporka widać. Ja już plus minus potrafię.
- że w ogóle wyglądają jak spodnie i że się nie zniechęciłam.

Zyski - spodnie testowe i moc umiejętności.
Straty - jedna złamana igła. Przez własną głupotę.

Nie tylko się nie zniechęciłam, ale zakupiłam nową maszynę. Taką z mnóstwem ściegów, możliwością zmiany stopek i takie tam. Oj będę się musiała jej nauczyć. Ale cieszę się, że będę miała do dyspozycji więcej niż tylko ścieg prosty, a co za tym idzie będę mogła próbować szyć materiały rozciągliwe.

Wczoraj natchniona łapnęłam stare dziurawe i przeznaczone już na łaty spodnie męża i uszyłam coś takiego.

Nie jest to żadna torebeczka. Choć tak wygląda. Jest to rodzaj podkładki do naszej garderoby, z której ciągle spadały nam (pomiędzy szczebelkami) czapki i rękawiczki. Zaczepione ucho nie pozwala się zsunąć całości. Wygląda to tak:


Wystarczyło mi półtorej godziny od momentu wymyślenia projektu do jego zakończenia. Półeczka jest dwustronna i wypełniona wkładem usztywniającym. Naprawdę jestem zadowolona z efektu.

Poniżej zdjęcia weekendowo ukończonego sweterka na drutach. Jest dłuuugi i ma spory dekolt. To taka raczej narzutka na chłodniejsze dni np. na kolorowy podkoszulek.


I kończący sie dziergać pudrowo-różowy komin.

21 stycznia 2013

Tydzień II - Poniedziałek

 Miałam bardzo aktywnie spędzony weekend. Do tego dzisiejsze i jutrzejsze święto Babci i Dziadków.
Szyciowo jestem w kropce. Za to udało mi się wykończyć sweterek na drutach dla mnie i jestem w połowie robienia szala-komina. Jutro zdjęcia :)

18 stycznia 2013

Tydzień I - Piątek

 Od kilku dni jestem na urlopie wychowawczym. Wspólnie, rodzinnie podjęliśmy decyzję, że na razie zostaję w domu z dziećmi. Sama też bardzo tego chciałam, choć wiem, że to trochę zamyka na świat i ludzi, trochę samo-izoluje. Tym jednak się nie przejmuję, bo zalet widzę o wiele więcej. Już raz byłam przez kilka miesięcy na wychowawczym więc niby wiem co i jak. Nie podejrzewałam, że tym razem tak bardzo wewnętrznie będę przeżywała to, że od tych paru dni nic już nie zarabiam. Tzn wiadomo - lata pracy lecą. Jednak jakoś mi tak bardzo z tym nie po drodze. Do tej pory próbowałam rozkręcić jakiś mały interes masażowy. Ale zainteresowanie, a przede wszystkim wiedza, popularność masażu dziecięcego jest w naszym kraju jeszcze bardzo niewielka. Nie ukrywam też, że z rozreklamowaniem nie poszalałam. Było kilka telefonów, ale na nich się skończyło. Klapa.

 Od tego tygodnia zabrałam się więc za szycie. Ten blog ma stanowić dla mnie trochę taką drugą mobilizację, żebym sama mogła widzieć postępy, albo też łapać się na tym, że mi się nie chce i się lenię. Jeśli przy okazji komuś kiedyś przyda się jako pomocny w początkach przygód z igłą i nicią to będzie to dla mnie równie wielką radością.
Żebym się szybko nie zniechęciła tym, że coś jest nie tak postanowiłam sobie szyć od poniedziałku do piątku. Weekendy zostawiam na inne przyjemności - no chyba że rzeczywiście nie będę mogła się oderwać od maszyny. Ano i czas. Duuuużo czasu. Zakładam, że pierwsza rzecz nadająca się tak naprawdę do noszenia przez kogokolwiek stworzy się u mnie za 3 miesiące. Jeśli uda się wcześniej - to super.

 Mój pierwszy projekt - SPODENKI CHŁOPIĘCE
Ponieważ dysponuję starą maszyną do szycia, która nie obrzuca materiału i szyje tylko jednym prostym ściegiem, moje możliwości (przy nikłych na razie umiejętnościach) wykorzystywania różnych materiałów i zarazem gama rzeczy możliwych do uszycia jest znacznie węższa niżbym chciała. Zadne elastyczne dzianinki, a z nich bluzeczki, sukieneczki, dresiki itp nie wchodzą w grę.
Jednak by mi nie było zbyt prosto zaczęłam od spodenek.
Korzystam z wykroju ze starej burdy, troszkę uproszczonego, bo pominęłam kieszenie (w orginale jest ich aż 6). Na tym modelu próbuję nauczyć się przede wszystkim zupełnych podstaw jak:
- korzystanie z wykroju i wycinanie elementów z materiału,
- proste zszywanie elementów,
- stębnowanie (jeszcze tydzień temu nie wiedziałam co to w ogóle jest),
- tworzenie zaszewek.
Ale też żeby trochę od razu podnieść sobie poprzeczkę są to spodnie w których trzeba wszyć zamek błyskawiczny i pasek.

Ponieważ szkoda mi było na pierwszy strzał kupować jakieś super materiały, a chciałam zacząć niezwłocznie, wykorzystałam stare prześcieradło. Spodnie raczej i tak nie będą noszone - chodzi mi o naukę. Jeśli się natomiast udadzą i będę z nich zadowolona, udało mi się zakupić resztki materiału lnianego i bawełnianego, w naprawdę niskiej cenie i z tych materiałów uszyję kolejne spodenki wg tego samego wzoru. Po pierwsze by wyćwiczyć nabyte umiejętności. Po drugie by poprawić to co mi nie wychodzi. Po trzecie by zobaczyć jak się szyje różne tkaniny.

Efekt tegotygodniowych działań jest chyba niezły. Wprawdze idzie mi to jak krew z nosa, bo nie rozumiem jeszcze wielu opisów i muszę doszukiwać podpowiedzi co i jak w internetowych poradnikach i forach, ale....
... jestem szczególnie zadowolona z mojego pierwszego wszytego zamka. Daleko mu do ideału, lecz jest wszyty prosto, jest schowany jak trzeba i ładnie zapina się i odpina.
Wygląda to plus minus tak.





17 stycznia 2013

Marzenia

 Od zawsze marzę o przytulnym domu pełnym dziecięcego śmiechu. O tym, że każdy ma w nim kąt dla siebie, ale przede wszystkim jesteśmy wszyscy razem. O pracy, która będzie dla mnie źródłem autentycznej przyjemności i satysfakcji, będzie twórcza, nie odtwórcza. Jednocześnie, nie ukrywam, pozwoli dołożyć się do domowego budżetu choć odrobinę i uciszy nierozsądne, ale jednak obecne gdzieś w środku mnie samej poczucie, że żyję na garnuszku męża. O tym, że będę miała czas dla dzieci, a nie będę goniła własnego ogona by zdążyć z obowiązkami domowymi, zadaniami zawodowymi, chwilą dla męża, zabawą z dziećmi. Nie będę traciła czasu w korkach, a wieczorów na planowanie kolejnego dnia.
Marzę o tej niezwykłej obecności rodziców w domu, której ja sama miałam pod dostatkiem, a o którą tak trudno w naszych zabieganych czasach.
Marzę i marzę...

Z tych marzeń, ale i dlatego by nie tracić cennych chwil postanowiłam nauczyć się szyć.

 Dostałam kilka lat temu od bliskiej memu sercu osoby starą maszynę do szycia. Mąż zrobił mi niespodziankę i oddał ją do wyczyszczenia, naoliwienia i wyregulowania. Działa!
Dotychczas służyła mi tylko do drobnych przeróbek i napraw. Skróć nogawki, zaszyj wielką dziurę, napraw rozłażący się szew. Od teraz stanie się, mam nadzieję, moim pomocnikiem w drodze ku marzeniom, pomocnikiem na niełatwej drodze zdobywania krawieckich umiejętności.
Mam nadzieję, że samodzielnie - wykorzystując pomoc dobrych ludzi, internetowe poradniki, książki i własną wyobraźnię - opanuję podstawy. Zachłyśnięta pozytywną energią od innych osób, które stworzyły własny malutki biznes z "niczego", po cichu wierzę, że i mnie się uda. Uda się spełnić marzenia.

A jeśli nie? Cóż. Naszyję moim najbliższym bluzek, bluzeczek, spodni, sukieneczek. Będę bogatsza o wiedzę i umiejętności. A marzenia - pozostaną marzeniami. I będę marzyć, marzyć i marzyć. Od tego przecież są marzenia.