Buu zbuntowała mi się maszyna. Właściwie to mam wrażenie, że ona jakoś tak nie do końca dobra wróciła z poprzedniej wizyty w serwisie. Tej co to była tam raz, potem drugi raz i trzeci. I co mi panowie usiłowali wmówić, że nagle źle się z nią obchodzę, szyć nie potrafią a z nią wszystko w porządku. Po ostatniej naprawie i regulacji niby ok, ale dziwnie mi naprężacz górnej nici działał. Czy raczej nie działał, bo stopniowo, stopniowo coraz trudniej mi było tak poluzować talerzyki, żeby nie zaciągały dolnej nici na górną powierzchnię tkaniny.
No i dzisiaj się już zdenerwowałam, bo naprężacz na "zero" a górna nić nadal zbyt mocno ciągnie. Wyczyściłam maszynę i nic. Dalej to samo. Rozkręciłam co mogłam, poświeciłam, pogmerałam, palcami poluzowałam talerzyki i jakby dobrze przez chwilę było. Ale po dłuższej chwili znów jakoś mocniej i mocniej ta górna nić ciągnęła. Znów rozkręciłam, zdjęłam górną pokrywę i zdiagnozowałam, że coś jakby się klinuje w tym naprężaczu. Jak się postuka, popuka to przez moment jest dobrze, ale już zwykłe dłuższe szycie powoduje ponowne lekkie zaklinowanie się talerzyków naprężacza i nawet po podniesieniu stopki talerzyki już tak zupełnie się nie luzują.
I tak to ogłosiłam przerwę w szyciu. Napisałam list (prawie miłosny) do mojego ulubionego pana mechanika i jutro maszyna pojedzie do niego na naprawę i regulację. Właściwie to może mogłabym znów wysłać ją do serwisu, bo choć okres gwarancyjny już minął to jednak dałoby się to podciągnąć pod reklamację poprzedniej naprawy. Ale nie mam już sił na spieranie się przez telefon z panami serwisantami i wysłuchiwanie, że na pewno mam nici nie takie, igły nie takie i cała jestem nie taka jak potrzeba do tej maszyny. Swoją drogą, ciekawe, że jakoś przez pierwsze pół roku świetnie się z maszyną dogadywałam. Do czasu gdy rozjechał mi się chwytacz i jak pojechała na serwis do jego ustawienia to odtąd ciągle nie jest z nią dobrze. I ciągle jeszcze walczę z dużą ilością oleju jaką maszynę zalali "Pani się nie dziwi. Maszynie olej nie szkodzi." Tiaaa... Nie chcę jej znów wysyłać kurierem, wysłuchiwać jak to ją źle zapakowałam, że przyjechała do serwisu ze złamaną igłą, po czym odbierać niby wyregulowaną i naprawioną od pana kuriera ponownie ze złamaną igłą. Wolę zapłacić i oddać ją w dobre ręce.
Chyba więc nie będę teraz szyła przez kilka dni. W każdym razie nie będę szyła nic elastycznego. Jak nie wytrzymam to wyciągnę z szafy moją staruszkę Neumankę. Stebnować to ona świetnie potrafi. A że mam koszulę chłopięcą do szycia, ba częściowo już nawet pozszywaną, to kusi mnie ta opcja bardzo.
EDIT 29.04.2015
Pan Mąż zasłużył dzisiaj na moje ogromne uznanie. Okazało się bowiem, że Pan Maszynonaprawiacz już nie pracuje. Przeszedł na emeryturę. Mąż jednak swym urokiem osobistym oczarował kogo trzeba, dostał nr telefonu do Pana Maszynonaprawiacza, zadzwonił, uprosił naprawę, maszynę zawiózł Panu do domu i jest szansa, że po weekendzie będzie piękna i wygłaskana :D