Uszyłam dwa małe woreczki.
Nagle nie wiadomo skąd znalazł się groszek. Usypał się w ładną kupeczkę, by zaprezentować swoje wdzięki.
Woreczki nie marnowały ani chwili i niemal natychmiast zaczęły się opychać groszkiem. Wciąż jadły i jadły.
Aż zostały tylko trzy maleńkie ziarenka. Lecz i tymi nie pogardziły autobusowe woreczki.
Zanim zaczęły zabierać się za inne produkty spożywcze w mojej kuchni, zaszyłam im otworki i na wszelki wypadek obstębnowałam dookoła.
Spodobały się Starszakowi - do ćwiczeń. Podobają się Maleńtasowi - woreczki sensoryczne. I spodobały się także innym...
No i dobrze, że się podobają, moje dzieciaki tak się bawiły, że już po prostu się rozchodzą.
OdpowiedzUsuńAktualnie już tych nie mamy hehe :)
Usuń