25 października 2013

Moja pierwsza własna pracownia

 W domu ciężko mi ostatnio szyć. Nawet gdy jest ktoś do opieki nad dziećmi, Kruszynka jest akurat w takim mamowym wieku, że nie pozwala mi siadać przy maszynie na dłużej niż 5 minut jednorazowo. W odcinkach 5-minutowych szyje się ciężko. A sterta materiałów i pomysłów w mojej głowie nieustannie rosną. Mąż mój wyszedł na przeciwko moim troskom i jak na mężczyznę przystało zajął się nimi od strony zaradczo-technicznej. Dwa popołudnia spędził poza domem, w naszym przydomowym budynku gospodarczym, w którym kiedyś na dole mieszkały zwierzątka (głównie owieczki) a na górze składowane było siano i różne starocie. Wczoraj wieczorem pozwolił obejrzeć mi swoje jak uważa skromne dzieło. Dla mnie marzenie. Gdy zobaczyłam efekt końcowy dech mi zaparło. Od wczoraj myślę tylko o kilku dniach, które on spędzi z dziećmi, a ja będę miała całe tylko na kreatywne spełnianie się. To kolejna niespodzianka. Z przejęcia natychmiast zabrałam się za dekatyzowanie tkanin, które przyszły wczoraj w paczce.

 Niestety wczoraj było zbyt ciemno by zrobić jakieś zdjęcia, a dziś jestem sama z Okruchami cały dzień, ale jutro wtargnę tam z aparatem i pochwalę się moim kącikiem szyciowym, który tylko czeka na maszynę, nici, tasiemki i materiały.

2 komentarze:

  1. Wspaniale! Gratuluję męża i kącika - w tej kolejności właśnie!
    Ja nie zabiorę się za szycie jak nie mam minimum godziny wolnego, 5 min to mi nawet na ogarnięcie pokoju nie wystarczy :-)

    OdpowiedzUsuń