26 października 2013

Warsztaty szyciowe - spotkanie 3

 Moja obecność na kolejnym spotkaniu szyciowym stała pod dużym znakiem zapytania. W domu chore dzieciaki, a i ja bardzo niewyraźnie się czułam. Napełniłam jednak moje akumulatory witaminą C i miodem i jakoś udało się zebrać potrzebne siły. Opłacało się. Całe zajęcia minęły nam tym razem bardzo bardzo szybko. Wypełnione były dosyć żmudną pracą, bo głównie szyłyśmy ręcznie. Ale po kolei.
Najpierw wykroiłyśmy elementy spódnicy. Oj ile przy tym było śmiechu, ale i niepewności. W końcu wiadomo, że coś co się utnie nigdy już nie wróci do poprzedniego stanu. Trzeba było być uważną i pilnować swoich nożyczek. Potem wykorzystywałyśmy ścieg pętelkowy do odwzorowania zaszewek przodu i tyłu tak, by nie różniły się widocznie od siebie w końcowym efekcie. A potem długi długi czas fastrygowałyśmy. Bardzo gęstą fastrygą zaszewki i nieco rzadszą szew tyłu oraz szwy boczne. Wiadomo, że wprawnej krawcowej wystarczy kilka minut na to, a pewnie czasem radzi sobie bez fastrygi, wykorzystując tylko szpilki. Nam jednak zajęło to mnóstwo czasu, ale wiadomo, że ćwiczenie czyni mistrza. Potem nadeszła bardzo upragniona chwila - pierwsze przymiarki. Panie prowadzące bardzo nam pomagały w ocenie czy wszystko dobrze leży, gdzie popuścić, gdzie zwężyć. No i znów fastrygowanie na nowo ;) Gdy już wszystko leżało jak trzeba można było rozstawić maszynę i szyć. Ale w tym momencie skończył się czas trzecich warsztatów. Tym sposobem to co najmilsze (chyba) zostało na kolejne spotkanie.

 Z jednej strony niby dużo czasu już poświęciłysmy szyciu spódnicy. Z drugiej strony aż mi się wierzyć nie chce, że być może za tydzień będę miała nowy ubraniowy nabytek. A właściwie dwa, bo drugi z innego materiału szyję przecież w domu, by utrwalić sobie zdobytą wiedzę. Najbardziej dumna jednak jestem, bo będą to spódnice własnoręcznie uszyte i własnoręcznie skonstruowane. Od pierwszej kropki na papierze. I ile zdobytych nowych umiejętności a przede wszystkim wiedzy od fachowych krawcowych. No ciągle tylko musiałabym wydawać z siebie achy i ochy. A jak świetnie to pomaga na depresję, którą długie jesienno-zimowe wieczory u wielu z nas potrafią wywołać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz