28 października 2013

Pracownia oknem na świat

 Nie udało mi się zrobić zdjęć mojej pracowni w środku i jeszcze jej nie zasiedliłam tak do końca. A to dlatego, że chwilowo korzystają z niej robotnicy z budowy naszych sąsiadów, którzy nie za bardzo mieli się gdzie podziać. Szczęśliwie trafili na moment, gdy powstało poddaszowe atelier. Jutro opuszczają to miejsce, więc może może...
A póki co moje okienko na świat ... od strony świata :)

26 października 2013

Warsztaty szyciowe - spotkanie 3

 Moja obecność na kolejnym spotkaniu szyciowym stała pod dużym znakiem zapytania. W domu chore dzieciaki, a i ja bardzo niewyraźnie się czułam. Napełniłam jednak moje akumulatory witaminą C i miodem i jakoś udało się zebrać potrzebne siły. Opłacało się. Całe zajęcia minęły nam tym razem bardzo bardzo szybko. Wypełnione były dosyć żmudną pracą, bo głównie szyłyśmy ręcznie. Ale po kolei.
Najpierw wykroiłyśmy elementy spódnicy. Oj ile przy tym było śmiechu, ale i niepewności. W końcu wiadomo, że coś co się utnie nigdy już nie wróci do poprzedniego stanu. Trzeba było być uważną i pilnować swoich nożyczek. Potem wykorzystywałyśmy ścieg pętelkowy do odwzorowania zaszewek przodu i tyłu tak, by nie różniły się widocznie od siebie w końcowym efekcie. A potem długi długi czas fastrygowałyśmy. Bardzo gęstą fastrygą zaszewki i nieco rzadszą szew tyłu oraz szwy boczne. Wiadomo, że wprawnej krawcowej wystarczy kilka minut na to, a pewnie czasem radzi sobie bez fastrygi, wykorzystując tylko szpilki. Nam jednak zajęło to mnóstwo czasu, ale wiadomo, że ćwiczenie czyni mistrza. Potem nadeszła bardzo upragniona chwila - pierwsze przymiarki. Panie prowadzące bardzo nam pomagały w ocenie czy wszystko dobrze leży, gdzie popuścić, gdzie zwężyć. No i znów fastrygowanie na nowo ;) Gdy już wszystko leżało jak trzeba można było rozstawić maszynę i szyć. Ale w tym momencie skończył się czas trzecich warsztatów. Tym sposobem to co najmilsze (chyba) zostało na kolejne spotkanie.

 Z jednej strony niby dużo czasu już poświęciłysmy szyciu spódnicy. Z drugiej strony aż mi się wierzyć nie chce, że być może za tydzień będę miała nowy ubraniowy nabytek. A właściwie dwa, bo drugi z innego materiału szyję przecież w domu, by utrwalić sobie zdobytą wiedzę. Najbardziej dumna jednak jestem, bo będą to spódnice własnoręcznie uszyte i własnoręcznie skonstruowane. Od pierwszej kropki na papierze. I ile zdobytych nowych umiejętności a przede wszystkim wiedzy od fachowych krawcowych. No ciągle tylko musiałabym wydawać z siebie achy i ochy. A jak świetnie to pomaga na depresję, którą długie jesienno-zimowe wieczory u wielu z nas potrafią wywołać :)

25 października 2013

Moja pierwsza własna pracownia

 W domu ciężko mi ostatnio szyć. Nawet gdy jest ktoś do opieki nad dziećmi, Kruszynka jest akurat w takim mamowym wieku, że nie pozwala mi siadać przy maszynie na dłużej niż 5 minut jednorazowo. W odcinkach 5-minutowych szyje się ciężko. A sterta materiałów i pomysłów w mojej głowie nieustannie rosną. Mąż mój wyszedł na przeciwko moim troskom i jak na mężczyznę przystało zajął się nimi od strony zaradczo-technicznej. Dwa popołudnia spędził poza domem, w naszym przydomowym budynku gospodarczym, w którym kiedyś na dole mieszkały zwierzątka (głównie owieczki) a na górze składowane było siano i różne starocie. Wczoraj wieczorem pozwolił obejrzeć mi swoje jak uważa skromne dzieło. Dla mnie marzenie. Gdy zobaczyłam efekt końcowy dech mi zaparło. Od wczoraj myślę tylko o kilku dniach, które on spędzi z dziećmi, a ja będę miała całe tylko na kreatywne spełnianie się. To kolejna niespodzianka. Z przejęcia natychmiast zabrałam się za dekatyzowanie tkanin, które przyszły wczoraj w paczce.

 Niestety wczoraj było zbyt ciemno by zrobić jakieś zdjęcia, a dziś jestem sama z Okruchami cały dzień, ale jutro wtargnę tam z aparatem i pochwalę się moim kącikiem szyciowym, który tylko czeka na maszynę, nici, tasiemki i materiały.

22 października 2013

Szalo-chusta w ananasy

 Z powodu konieczności poświęcenia większej ilości czasu dzieciom (że tak powiem propozycja pomocy od pewnych osób była, ale jakoś się po miesiącu rozmyła) muszę zgrabniej dzielić czas na to i owo. Szyć przy maluchach trudno, bo siedzenie przy maszynie jest dla nich zbyt monotonne i domagają się mojej uwagi. Za to na drutach i szydełku właściwie mogę dosyć spokojnie sobie robić. No, o ile pozwolę od czasu do czasu porozwijać kolorowe kłębuszki :)

I tak to inspirowana akcją RAZEM ROBIENIA na blogu Intensywnie Kreatywnej zabrałam się za zrobienie chusty ze wspaniałymi ananasami. Oczywiście jak to ja, żeby się zbyt szybko nie zniechęcić robótkę zaczęłam z dużo mniejszej ilości oczek niż autorka, bo przewidziałam ją na córcię. A potem nie pomyślawszy, w połowie dzieła zaczęłam omijać zbyt dużą ilość oczek. Pruć nie lubię. Pruć moherek dziecięcy to już w ogóle masakra jakaś by była. Więc powstała raczej szalo-chusta w kształcie i z mocno zmodyfikowaną górną częścią jeśli chodzi o wzór i wykończenie. Jest jednak super śliczna i niesamowicie miła w dotyku. Na zimę będzie wspaniała.
Czeka mnie jeszcze pranie i blokowanie, ale już teraz ... zdjęcia.




Na ostatnim zdjęciu już nowa właścielka sięga łapką bo zdobycz ;)

Robiło mi się tą chustę, a także sam wzór rewelacyjnie. Nie podejrzewałam, że tak cienką niteczką, na dosyć grubych drutach ażurowy i mocno urozmaicony wzór będzie mi się dziergało tak przyjemnie i zarazem szybko. Zachęcona tym sukcesem szukam kolejnego wyzwania. Tym bardziej, że różowej wełenki mam jeszcze ho ho ho.

21 października 2013

Poszewkowa miłość

Tak mi się bardzo dobrze szyje poszewki, że ech. Bo wiadomo i łatwo i szybko i śliczne są takie noooo. Więc powstały nowe. Tym razem komplecik w beżu z rożyczkami. I cóż? No ach i och sama bym je zaadaptowała, gdyby nie fakt, że mi średnio kolorystycznie do wnętrz pasują. Hihi ;) Czekają więc w sklepiku na kogoś, kto je przygarnie.




17 października 2013

Warsztaty szyciowe - spotkanie 2 (już po)

 Wróciłam ze spotkania pełna wrażeń. Trzy godziny zleciały jak z bicza strzelił. Tym razem nasze maszyny tylko dotrzymywały nam towarzystwa a całe zajęcia poświęcone były nauce i tworzeniu konstrukcji podstawowej spódnicy. I tak to najpierw się mierzyłyśmy. Siebie same lub w duetach. I już było zabawnie, bo jedna się dziwiła, że jej mało wyszło w pasie, druga że za dużo w biodrach i takie tam babskie troski...
A potem papier, linijka, ołówek i poczułam się trochę jak na zajęciach z rysunku technicznego, bo konstruowanie to trochę taki właśnie rysunek. Tu punkt B, tam D, gdzie indziej T1, tu wysokość zaszewki, tam linia środkowa przodu i tak dalej. Nasze panie instruktorki bardzo bardzo jasno wszystko tłumaczyły, podchodziły, pomagały, sprawdzały czy aby nie rysujemy tak, że zamiast spodni będziemy miały śpiwór na koniec. I znowu dużo śmiechu przy tym było. Instruktorki też się śmiały, bo i dla nich było to nowe doświadczenie taka nauka. Same będąc doświadczonymi praktykami chwilami miały kłopot jak oczywistą dla nich wiedzę praktyczną sformułować w zrozumiały dla nas przekaz ustny.
Wszystko jednak się powiodło i po dwóch godzinach, i krótkiej przerwie wypełnionej anegdotami z pracowni krawieckiej, w ruch poszły szpilki, materiały i mydełka krawieckie. Ostatecznie skończyłyśmy tuż tuż przed etapem wycinania elementów spódnicy z materiału. Ale to już zostawiłyśmy sobie na kolejne zajęcia.

 Ogólnie jestem zafascynowana tym, że potrafię stworzyć teraz wykrój podstawowej spódnicy (ale także opartej na tej konstrukcji spódnicy ołówkowej i trapezowej) dla każdej kobiety. Wiem co i gdzie zmierzyć, co i jak wyrysować, a jak jeszcze nauczę się co wyciąć i gdzie oraz jak pozszywać i rzeczywiście moja spódnica wyjdzie to będę bardzo bardzo dumna z siebie. I zaraz potem bardzo zapracowana, bo mam już trzy potencjalne klientki chętne na taką właśnie spódniczkę tylko dla nich.

 W domu natomiast wykańczam lnianą tuniczkę dla małej dziewczynki. Weekend mam mocno obłożony, ale może wreszcie uda się dorwać chwilkę czasu i aparat i będą zdjęcia tuniczki, drutowych kominów i czapy z uszkami ;)

15 października 2013

Warsztaty szyciowe - spotkanie 2 (jeszcze przed)

Drugie spotkanie warsztatowo szyciowe tuż tuż. Rozwijam swoje "gałęzie" znajomości i wciągnęłam już drugą moją koleżankę na te warsztaty. Cieszę się, bo we trzy mamy pewne plany na przyszłość związane z szyciem i projektowaniem ubrań.
Udało mi się kupić świetne materiały na spódniczkę na warsztaty. W sumie waham się między dwoma i chyba skończy się tak, że będę miała dwie spódniczki według jednego wykroju, z dwóch materiałów, w dwóch kolorach. A co? Jak szaleć to szaleć.

Przy okazji zamawiania materiałów zakupiłam tak chwaloną przez wiele osób dzianinę punto. Na próbę. Kolor szary-dresowy z lekkim ciemniejszym melanżem. Dzianina naprawdę przyjemna w dotyku i już mam moc pomysłów co z niej będzie.

9 października 2013

Warsztaty szyciowe - spotkanie 1

 Dzisiaj jedziemy z moją dobrą Duszyczką na pierwsze spotkanie (po-organizacyjne) warsztatów szycia na maszynie. Jestem pełna wewnętrznego radosnego oczekiwania. Wszystko co mam zabrać ze sobą, wraz z moją maszyną (zwaną Kanciakiem lub bardziej pieszczotliwie Zygusiem - to od Singera ;) ) już spakowane w torbie z malinowym wzorkiem. Mam nadzieję, że to będzie wspaniałe popołudnie i wrócę pełna nowych pomysłów i z większą pewnością siebie co do szycia.

Relacja wkrótce.

EDYTOWANE: No to już relacjonuję. Pierwsze spotkanie warsztatowe bardzo się udało. Na spotkaniu organizacyjnym zapowiadało się, że może być kilka takich spotkań na których zbyt wiele się nie nauczę. W końcu coś tam już potrafię szyć, a kurs od podstaw i są na nim dziewczyny pierwszy raz trzymające igłę i nitkę w ręce. Ale bystre jesteśmy wszystkie nad wyraz i w efekcie przerobiłyśmy podstawowe ściegi ręczne (fastryga, przed igłą i pętelkowy) przy użyciu naparstka (dziwnie się szyje z czpką metalową na palcu, ale można się przyzwyczaić i NIE BOLI ;) ). A potem nasze miłe Intruktorki biegały od jednego stolika do drugiego, instruowały jak założyć nici, jak prawidłowo naciagnąć górną i dolna nitkę by szew był idealny, pomagaly wyregulować pętelkujące maszyny i ogólnie każdej z osobna mówiły co, jak i gdzie. A potem już do końca spotkania było szycie, szycie i szycie. Najpierw wzorki na papierze bez nici, potem z nicią, potem na materiałach różne wygibasy, dziurki, wzorki.
Tak poleciałyśmy z tym wszystkim, że już za tydzień zabieramy się za konstrukcję spódnicy podstawowej, zdejmowanie wymiarów z siebie (lub innych - moja mama już drży, bo będzie moim obiektem ćwiczeniowym), dopasowywanie konstrukcji do siebie i wykrojenie z materiału elementów spódnicy. Noż normalnie i teraz w sześć dni muszę się zaopatrzyć w materiał z którego będę sobie szyć. Pomysł niby jest, ale z realizacją w tak krótkim czasie może być trudno. Najwyżej będzie prosta czarna ołówkowa ;)

7 października 2013

Drugie życie bluzki - kominy dla dzieci

 Dostałam kiedyś fajną bluzeczkę. Szara, długi rękaw, góra z tkaniny, dół z przyjemnej w dotyku dzianiny, ładne marszczenia. Kilka razy ją założyłam, ale coś w kroju nie było odpowiednie dla mojej figury i w końcu wylądowała na dnie szafy. Nie miałam serca by ją wyrzucić. W końcu nadszedł czas, by kreatywnie ją wykorzystać. W jedno popołudnie powstały mięciutkie kominy dla dzieci.

Tutaj wersja dziewczęca.

I zbliżenie na szczegóły. Górny szew ozdobny, rozciągliwy ;)


Dekoracyjne kwiatuszki.

 

 I zestaw z czapką, do której dorobiłam warkoczykowe wiązanie.


Tutaj już w użyciu. :) Na szyi szczęśliwej właścicielki.


I wersja chłopięca. Ciężko było nakłonić do zdjęcia, ale jak się dobrze przyjrzeć to widać małe autko na kominie.

2 października 2013

Woreczki sensoryczne / woreczki do ćwiczeń

 Okazało się kilka dni temu, że mój Starszak musi ćwiczyć stópki ze względu na płaskostopie. Ponieważ ćwiczenia muszą być także wykonywane w domu postanowiłam uszyć mu woreczki, które zachęcą go do tego. A że miałam jeszcze trochę materiału w autobusy, z którego powstał niedawno ochraniacz na pasy samochodu...

Uszyłam dwa małe woreczki.


Nagle nie wiadomo skąd znalazł się groszek. Usypał się w ładną kupeczkę, by zaprezentować swoje wdzięki.


Woreczki nie marnowały ani chwili i niemal natychmiast zaczęły się opychać groszkiem. Wciąż jadły i jadły.


Aż zostały tylko trzy maleńkie ziarenka. Lecz i tymi nie pogardziły autobusowe woreczki.


Zanim zaczęły zabierać się za inne produkty spożywcze w mojej kuchni, zaszyłam im otworki i na wszelki wypadek obstębnowałam dookoła.


Spodobały się Starszakowi - do ćwiczeń. Podobają się Maleńtasowi - woreczki sensoryczne. I spodobały się także innym...