Wiosna się zaczęła. Moi mężczyźni coraz więcej czasu spędzają w ogrodzie przy pracach podwórkowych i w efekcie co i rusz któryś przynosi do domu dziury. A to na kolanach od szaleństw na zjeżdżalni i w piaskownicy. A to na nogawce od gwoździa wystającego z deski. A to znów w bluzie od "zawisania" na drzewie podczas zabaw wspinaczkowych.
Na dodatek zabrałam się za ostateczne przygotowania do przyjęcia w naszym domu nowego człowieczka. I tak to szyciowo zajmuję się tym co najpilniejsze, a więc właśnie łatami wszelakimi. Inne projekty odeszły na dalszy plan.
Walczę z panelem do łóżeczka. Byłby już skończony, ale okazało się, że tkanina z której szyję - jedna strona polarowa, a druga taka śliska - nie chce ze mną współpracować. Nie pomyślałam o tym, żeby wypełniać czymś szlufki do guzików. Złożyłam jedynie dwie części lewymi (śliskimi) stronami do siebie i tak je powszywałam w panel. A teraz się okazuje, że przy takim rozwiązaniu moja maszyna nie chce robić w szlufkach dziurek z automatu. Plączą mi się nitki i tyle. Podejrzewam, że warstwy tkaniny ślizgają się po sobie i źle się przesuwają i stąd ten kłopot. Muszę wyszyć dziurki ręcznie. Nie znoszę tego bardzo bardzo, więc leży ten panel i zerka na mnie z wyrzutem. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz