27 listopada 2016

Marudu marudu

Pomarudziłam trochę i dzisiaj udało się pomiędzy wirusem a bakterią znaleźć trochę czasu na szycie. Próbuję uszyć pierwsze moje kocyki dla dzieci, która łączą dresówkę i dzianinę. Dzisiaj pierwsze koty za płoty. Jutro może uda się zrobić przeszycie i przyszyć metki. I będę mogła robić zdjęcia i się chwalić. Mnie się już podobają :D

Poza tym część szyciowego czasu spędziłam na naprawianiu zabawek moich dzieci. I tak przyszyłam pieskowi oko, konikowi pony nowe skrzydełka (oryginalne zjadł pies, bo mu za bardzo szeleściły chyba ;), zaszyłam tygryskowi dziurę na pupie oraz naprawiłam księżyc pozytywkę, w którym przerwał się sznureczek do jej uruchamiania. Zabrałam się też za naszywanie nowego filcu na dziób papugi, którą sama dostałam jako dziecko, a którą pokochał mój najstarszy syn. Policzył dzisiaj, że ma ona już 29 lat (aż strach pomyśleć ile ja mam lat), więc miała pełne prawo do tego, aby stary dziobek się poprzecierał w kilku miejscach. Pomijam fakt, że kolory mocno już wyblakły i nie jest ona pierwszej czystości. A prać się nie da, bo ma w sobie piszczałkę, sądząc po dźwięku (i wieku papugi) tekturową taką. Nowy filc doda koloru i ożywi to papużysko.

Tyle mi to naprawianie zabawek frajdy przyniosło. A od dzieci usłyszałam tyle ciepłych słów, że aż pomyślałam sobie, że mogłabym otworzyć gabinet zabawkorynaryjny. Leczyłabym te wszystkie ukochane lalki i misie z ogromną przyjemnością.

2 komentarze: