Odeszły już w zapomnienie pluszowe misie, pociągi Tomki, rysowanki, wyklejanki. Ba, nawet samochodziki i klocki Lego nie budzą ostatnio takich emocji. Syn mój pierworodny wszedł w etap zabaw p.t. wojna.
Matczyne serce boli, bo jednak po cichu miałam nadzieję, że ominie go czas krwawych bitew. Acz sama ze swojego dzieciństwa doskonale pamiętam zabawy w wojnę, strzelanie z łuku lub z procy, skradanie się za krzakami i takie tam.
W zaistniałej sytuacji Syn zażądał dnia pewnego:
- Mama uszyj mi taki worek na strzały i takie torby na pistolety.
Cóż było robić? Wzięłam stare jeansy przeznaczane do tej pory "na łaty", wytrząchnęłam skądś tam coś na kształt gotowego worka, wysiliłam umysł i oto są:
Ha! A wszystko markowe ;) (prawie...)
Dziecko zadowolone bardzo. Teraz czeka już tylko na obiecane tipi, które jest w trakcie szycia.
Przy okazji przetestowałam mojego kanciaka na okoliczność szycia jeansu. Założyłam specjalną igłę oraz nieco grubsze niż zazwyczaj nici. Test zdał na szóstkę z plusem. Szycie szło jak po maśle. Ręcznie musiałam go wspomagać jedynie w kilku newralgicznych miejscach, gdzie na raz trzeba było się przebić przez 8 warstw jeansu.