24 stycznia 2013

Tydzień II - Czwartek

  Spodenki testowe już prawie na ukończeniu. Zostało mi tylko podwinięcie nogawek. Dużo się na nich nauczyłam i nie ustrzegłam się błędów.

Nie wyszło:
- za krótki pasek i w efekcie nie udało się go ładnie zaszyć na jednym z końców;
- ciągle jeszcze nie umiem prosto szyć - czyli szlaczki jak u pijanego zająca;
- rozmiar jakiś nie taki, tzn. niby z wykroju, ale spodnie zdecydowanie za długie. Normalnie wsytarczyłoby podwinąć odpowiednio nogawki, ale zaszewki wyszły u syna na wysokości łydek a nie kolana. No i wąskie są u góry. Synowi pasują, ale w instrukcji jest jeszcze wszywanie gumki na guziki, co u nas jest zupełnie bez sensu. A należymy do chudzielców;
- zszywanie w środku zejścia się szwów bocznych z środkowymi to dla mnie nadal czarna magia i ostatecznie środkową dziurkę ściągałam lekko ręcznie;

Wyszło tak sobie, ale dumna jestem:
- wszyscie rozporka. Naprawdę odkąd pamiętam moja mama nie znosiła gdy zepsuł sie rozporek w jakichś spodniach, bo nie wiedziała jak go dobrze wszyć i zawsze ostatecznie nie udawało się tego zrobić tak, by nie było rozporka widać. Ja już plus minus potrafię.
- że w ogóle wyglądają jak spodnie i że się nie zniechęciłam.

Zyski - spodnie testowe i moc umiejętności.
Straty - jedna złamana igła. Przez własną głupotę.

Nie tylko się nie zniechęciłam, ale zakupiłam nową maszynę. Taką z mnóstwem ściegów, możliwością zmiany stopek i takie tam. Oj będę się musiała jej nauczyć. Ale cieszę się, że będę miała do dyspozycji więcej niż tylko ścieg prosty, a co za tym idzie będę mogła próbować szyć materiały rozciągliwe.

Wczoraj natchniona łapnęłam stare dziurawe i przeznaczone już na łaty spodnie męża i uszyłam coś takiego.

Nie jest to żadna torebeczka. Choć tak wygląda. Jest to rodzaj podkładki do naszej garderoby, z której ciągle spadały nam (pomiędzy szczebelkami) czapki i rękawiczki. Zaczepione ucho nie pozwala się zsunąć całości. Wygląda to tak:


Wystarczyło mi półtorej godziny od momentu wymyślenia projektu do jego zakończenia. Półeczka jest dwustronna i wypełniona wkładem usztywniającym. Naprawdę jestem zadowolona z efektu.

Poniżej zdjęcia weekendowo ukończonego sweterka na drutach. Jest dłuuugi i ma spory dekolt. To taka raczej narzutka na chłodniejsze dni np. na kolorowy podkoszulek.


I kończący sie dziergać pudrowo-różowy komin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz