Nadal wszystko próbuję podogrywać i poogarniać, więc czasu na blogowanie mało. Ale ale...
Praca zawodowa powoli zaczyna być oswojona, czyli że po 4 dniach nie dygotam ze stresu przed wyjściem z domu. Choć odbija się to na mojej wadze - 2,5kg mniej w tydzień. Dieta cud niemalże :p
Szyciowo próbuję aktualnie poogarniać nasze domowe "must do" dla dzieci na zimę, czyli kominy, czapy, wydłużam ocieplane spodnie małemu (żeby mu gołe plecy nie wystawały), skracam starszakowi (bo za długie kupiłam, a w tyłku leżą dobrze), przymierzam się do uszycia bluz (nie jestem miłośniczką szycia dzianin, nie umiem, nie współpracują ze mną, sama nie wiem).
Domowo zaplanowałam, że w tym roku do świąt zrobię gruntowne porządki wszędzie. Na początku roku powiększyła nam się powierzchnia mieszkalna (razy dwa), doszły szafy, skrzynie, półki i jakoś się wszystkie te kąty w ciągu roku zapełniły. Niby jest dobrze, ale przytłacza mnie to jakoś tak. Mam zamiar zamknąć oczy i wyrzucać, wyrzucać, wyrzucać. Zaczęłam od moich kosmetyków, lakierów do paznokci i takich tam :p
Reklama ruszyła. Nadal nie mam jeszcze aparatu, a stosik do obfotografowania rośnie i rośnie.
I jeden z projektów szyciowo-śliniakowych nowych już jest na ukończeniu. Chciałabym się pochwalić wkrótce.
A potem już najwyższa pora zabrać się za przygotowania do świat. Plany już są, tylko z realizacją jeszcze krucho.
I tak to :)
A co u Was?