Wreszcie udało mi się wygospodarować miejsce do szycia. A to dzięki uprzejmości naszych sąsiadów z piętra wyżej. Z początkiem roku wyprowadzili się do swojego nowego pięknego domu i na razie piętro stoi puste. Co z nim będzie? Tego nie wiedzą najstarsi górale. Póki co od dzisiaj w kuchni (bo dobre światło) znalazłam kąt dla siebie i mojego Kanciaka.
Mamy kuchenny blat, duży stół, sporo światła, także dziennego i pustą podłogę (w kuchni i dwóch pokojach też ;) ). Mam nadzieję, że teraz uda mi się więcej szyć. W ciągu dnia, opiekując się dziećmi i zajmując domem, będę sobie projektowała, rysowała, wykrawała, szpilkowała. Wieczorami, gdy już przychówek zaśnie będę mogła przenosić się na górę i w ciszy i spokoju szyć do woli.
Dziś była pierwsza próba. Bardzo bardzo udana. Wprawdzie na pierwszy ogień pozabierałam zalegające mi drobiazgi szyciowe i drobne naprawy (łaty na kolanach to w wieku przedszkolnym jakaś plaga), ale w dwie godziny udało mi się tak wiele, że sama trwam w zadziwieniu. :)
Powolutku, pomalutku, ale dzieje się i zmierza w dobrym kierunku :)
:)))) To jest super sprawa. Oby jak najdłużej!
OdpowiedzUsuń