12 listopada 2014

Grasz w zielone?

Mówi się, że szewc bez butów chodzi. U mnie raczej dzieci krawcowej bez śliniaka. Dziś w porze obiadowej, gdy Mały wszczął już alarm głosowy, zorientowałam się, że wszystkie śliniaki są w praniu albo akurat się suszą. OLABOGA! Postawiłam obiadek na kuchence i dalejże machać nożyczkami, szpilkami i pedałować na maszynie. Naprędce powstał zielony, radosny śliniotuszek.



Maluszek bezzwłocznie został zamiksowany w śliniaka i pełen radości mógł cieszyć się posiłkiem.


Po raz kolejny zachwycam się tym pomysłem autorki śliniotuszków. Sama nie wyobrażam sobie już powrotu do zwykłych śliniaków. Co mnie tak zachwyca? Śliniotuszki jak widać na powyższym zdjęciu świetnie chronią dużą powierzchnię ubranka, nie plączą się dziecku koło rączek i buzi, nie zwijają się, nie okręcają wokół szyi, nie trzeba za nimi gonić. Jednocześnie nie krępują ruchów dziecka i mogą być niesamowicie kolorowe, podczas gdy tradycyjne często są białe z jakimiś kolorowymi akcentami tylko. Są z naturalnych materiałów i mimo, że są przepuszczalne (choć rozważam użycie w przyszłości tkanin półprzepuszczalnych lub nieprzepuszczalnych jako dolną warstwę) to do tej pory nie zdarzyło mi się, żeby przemokły. A dzięki ich chłonności wszystko co nie trafi do buzi zatrzymuje się na śliniaku, a nie na kolanach ;p Dla potwierdzenia słów poniżej dokumentacja zdjęciowa PO obiadku.


3 komentarze:

  1. swietne te śliniaki, mozna tutorial ? :)

    Ula

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję.
    Niestety nie mogę przygotować tutorialu, ponieważ śliniaki są licencjonowane i chronione prawem autorskim. Na stronie autorki dostępny jest tutorial - szczegóły tutaj http://www.craftinessisnotoptional.com/2011/05/bapron-tutorial.html

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję :)

    Ula

    OdpowiedzUsuń