"Mam prośbę. Zobacz czy byłabyś w stanie uszyć mi nowe futro do torebki." Taką to prośbę usłyszałam od mojej mamy. Futro? Jakie futro? Zastanawiałam się patrząc na ukochaną mamy torebkę ze skóry. Torebkę, którą pamiętam już od najmłodszych moich lat. Wysłużyła się bidulka i cała środkowa część (nazywana właśnie futrem ponoć) wołała o ratunek.
Cóż było zrobić. Postanowiłam podjąć się wyzwania.
Mama wypruła starą podartą podszewkową część tak, by było widać jak była mniej więcej szyta i przyniosła stary kawałek materiału do wykorzystania (gruby materiał podszewkowy ze starej spódnicy - full recykling). Wymierzyłam, odrysowałam co nieco, popracowałam koncepcyjnie i zabrałam się za pracę.
Pierwszego dnia udało mi się powycinać elementy, wypruć stary zamek do kieszonki i wszyć go w nowe miejsce.
Drugiego pozszywałam kieszonkę oraz uszyłam dwie osobne komory torebki.
Trzeciego zabrałam się za ręczne szycie skórzanej części. Torebka bowiem wiele już przeszła i choć skóra jest niemal nienaruszona, to nici w wielu miejscach już się poprzecierały a nawet spruły. Podwójną nitką miejsce przy miejscu, wykorzystując poprzednie otworki, dokonywałam renowacji.
Jutro czeka mnie próbne przyfastrygowanie futra i jeśli wszystko będzie pasowało to znów ręczne wszycie obu komór, a następnie maszynowe zszycie ich razem.
Mam nadzieję, że efekt końcowy spodoba się mamie i ukochana torebka posłuży jeszcze długo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz