Jednak trochę było szyciowo. Skończyłam spodnie dla mojego męża. Szorty na gumce z czarnego lnu. Z naszywaną kieszenią z tyłu i wszywanymi kieszeniami po bokach. Było to nie lada wyzwanie, bo spodnie w rozmiarze duuużym - mniej więcej 4XL. Ale udały się, pasują i będą do biegania po domu i ogrodzie. Na lato (którego na razie nie widać) w sam raz.
Było też mocno serduszkowo. Próbuję wykorzystywać wszystkie skraweczki materiału. Może ktoś skusi się na serduszka z kilka dosłownie złotych, które świetnie ozdobią dom. A mnie nie będzie się łamało serce, gdy wyrzucam materiały do kosza. Ponadto każde szycie to nauka i ćwiczenie nowych umiejętności.
A propos nauki w planach mam kurs szycia w Krakowie. Tylko muszę znaleźć sponsora, bo i kurs drogi i dojazdy trzeba doliczyć. Ale choć wiele już nauczyłam się sama, ciągle jestem niepewna wielu rzeczy i na pewno taki kurs przydałby mi się nie tylko aby poszerzyć wiedzę i umiejętności, ale także by mi dodać odwagi i wiary we własne umiejętności.
A dzisiaj na szybciutko powstał nowy pokrowiec na mój telefon. Dwie warstwy tej samej kolorystycznie bawełny, w górnej części szeroka gumka, która zabezpiecza telefon przed wypadaniem i samowolnym telepaniem się w mojej przepastnej torebce. Poprzedni zgubiłyśmy gdzieś z córeczką podczas spaceru. Może to i dobrze, bo ten niezwykle mi się podoba. I jest bardzo praktyczny. Kolorowy, wiosenno-kwiatowy, wygodny i można go śmiało prać.
Na uszycie czeka już 5 kolejnych śliniaków. Materiały mam powykrawane, lamówki przygotowane, czas tylko znaleźć chwilę na ich zszycie. Trzy pójdą mam nadzieję w świat, a dwa zostaną u nas. Bardzo się przekonałam do tych śliniako-fartuszków i gdy tylko nie są akurat w praniu to dużo chętniej z nich korzystam niż z tradycyjnych. O wiele lepiej zabezpieczają odzież dziecka i nie plączą się podczas jedzenia gdzieś tam pod brodą, nie kręcą wokół małej szyjki, dzięki czemu ja się mniej denerwuję, a córeczka ma więcej swobody podczas posiłków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz